Przejdź do treści

Święta Bożego Narodzenia w czasie wojny

Święta Bożego Narodzenia to jedne z ważniejszych dni w roku. Dla każdego potrafią znaczyć coś innego. Dla jednych jest to religijne przeżycie, dla innych czas zadumy. Spotkanie z najbliższymi, potrawy których nie jemy na co dzień, choinka, prezenty. Ale nie do końca jest tak, jak być powinno. Wydaje się, że doczekaliśmy czasów, w których ginie tradycja. Zmęczeni codziennością nie mamy ochoty na spotkania, przygotowywania, sprzątanie.  Mamy dość reklam, z roku na rok tych samych filmów w telewizji, tłumu ludzi w sklepach, ogólnego zgiełku. Wyobraźmy sobie jednak, że jesteśmy wyrwani z rodzinnego domu, nie mamy zastawionego stołu (ba, nawet kromki chleba!). Nie mamy pewności co będzie jutro. Czy bliskie osoby na które spoglądamy przeżyją kolejny dzień? Czy my przeżyjemy? Oto święta w okresie II Wojny Światowej.

Zima w 1939 roku była wyjątkowo trudna. W wyniku przegranej, Polacy znaleźli się pod butem okupanta. Wiele rodzin utraciło swoich bliskich. Przygnębienie mieszane z nadzieją na lepsze jutro. Takie odczucia mieli nasi rodacy podczas ówczesnych Świąt Bożonarodzeniowych. Oto jak opisał te wydarzenia Andrzej Świętochowski, od stycznia 1943 r. żołnierz KeDywu Okręgu Warszawa AK:

„Święta 1939 roku zapowiadają się bardzo biednie. Nie ma żywności i pieniędzy, ja moimi sankami zarabiam niewiele, ojciec dopiero wrócił z tułaczki. Na parę dni przed świętami, ktoś dzwoni do drzwi, otwieramy, a w drzwiach stoi, jak święty Mikołaj, starszy brat mojej mamy, wuj Staś Kowalski, w kożuchu, filcowych butach i futrzanej czapie na głowie. Okazuje się, że siostra mojej mamy, ciocia Zosia, wysłała go wraz z furmanem z Podębia, wozem pełnym prowiantu. Przebyli w czasie mrozu 80 kilometrów i na drugi dzień pojechali z powrotem. Mamy więc żywność, nawet o tym nie marzyliśmy, mama dzieli się ze znajomymi, którzy również są w biedzie i Święta wydają się dostatnie i spokojne”  ¹.

Rok później było jeszcze gorzej. Duży wzrost cen przy pensjach pozostawionych na tym samym poziomie. Wiele osób po prostu nie stać było, by przygotować kolację wigilijną. Ludzie jednak chętnie przychodzili na miejską pasterkę. Na ulicach pojawiły się również choinki.

Sytuacja na zesłaniu była o wiele, wiele bardziej rozpaczliwa. Kazachstan, 1940 r.

„[…] Pierwsza Wilja na wygnaniu miała być złożona z tego, co kto miał. Odbywała się obok nas w lepiance u rodziny Pawlusów i Wojnów. I chociaż dałam swój udział w postaci kaszy jęczmiennej i oleju, nie poszłam – tak mi było ciężko. Wolałam położyć się i spać, zapomnieć, że żyję”  ².

24 grudnia 1944 roku.

„[…] Dzień wigilijny. Już drugie święta bez moich najdroższych synów […]. Tego roku u mnie bardzo krucho ze wszystkim, ani pieniędzy, ani żadnych zapasów, prócz kartofli, i to z wielką oszczędnością jadam, by jak najdłużej starczyło. Dzień przed Wigilią nie miałam niczego, by myśleć o wieczerzy. Ale Bóg nie opuszcza i zsyła pomoc w przykrej chwili. Dobrzy ludzie pomału zaczęli znosić, tu Ziembowa troszkę mleka, kawałek sera i łyżkę masła, Kornagowa troszkę żytniej mąki na pierogi, cebulę i kawałek mięsa. P. Dutkowa kwaterkę śmietany, p. Zajączkowska litr mleka, p. Szczepańska litr mleka – i tak dla mnie jednej wieczerza była wystarczająca. Zrobiłam barszcz z kar­toflami i parę pierogów. Skleiłam tę wieczerzę dziękując Bogu, ale samej do niej zasiąść i cokolwiek przełknąć było ciężko.

W tej chwili przyszedł listonosz z listem od Bolcia, ucieszyłam się i potem nakarmiłam porządnie chłopca zza ściany, Stolara, następnie drugiego – Komanyszyna. I tak w imieniu moich trzech synów nakarmiłam troje ludzi, ciągle z myślami o nich, łączyłam się z nimi, wiedząc o tym, że myślą o mnie i przeżywają to samo, co dzieje się w moim sercu. Podpisano: Stanisława Sołtysik”  ³.

Obecnie żyjemy w relatywnie spokojnych czasach. Większość z nas ma swój dom, swoich bliskich. Proszę więc Was o jedno. By w te niepowtarzalne dni w roku okazać wdzięczność i szacunek temu, co mamy. Nieść pomoc, nie oczekując nic w zamian. Jeżeli mamy możliwość, usiądźmy przy wigilijnym stole i popatrzmy na każdą siedzącą przy nim osobę. I choćby w duchu powiedzmy: dziękuję, że jesteś…

¹ – http://historia.org.pl/2011/12/19/boze-narodzenie-w-okupowanej-warszawie/

² – http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz%2Fwigilia-na-zeslaniu

³ – http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz%2Fwigilia-na-zeslaniu

Opublikowano wRefleksje

Napisz pierwszy komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *